Ale sie tutaj zasiedzialam:). Od 3 dni przekladalam date wyjazdu... Codziennie wieczorem siadalam z moimi gospodarzami i mowilam "musimy porozmawiac"... Oni na to "ok, ok, mozesz zostac:)"... Przyzwyczailam sie juz do tego miejsca, do ludzi... zylam sobie jak w domu... Czas moj byl wypelniony takimi "normalnymi" sprawami/wydarzeniami -- urodziny Debbie (gospodyni), pierogi leniwe i kolacja u Moniki, wyjscie do pubu, gotowanie bigosu i smazenie klopsow, spacer z psem, wizyta w muzeum z Chrisem (mezem Moniki) i bibliotece uniwersyteckiej (tutaj znajduje sie najstarszy w NZ uniwersytet), ogladanie telewizji, niedzielny wypad poza miasto, kawka;) w centrum, zakupy, wieczorny pojedynek w tenisa stolowego (niestety wirtualnie, ale ile zabawy i smiechu przy tym:)))!! i tak dalej i tak dalej...
No ale czas w droge! W koncu to dopiero poczatek przygody nowozelandzkiej:)!
Dzisiaj opuszczam Dunedin i udaje sie jeszcze bardziej na poludnie... Trzymajcie kciuki za ladna pogode!!!!
Informacje praktyczne
* polecam wizyte w muzeum (wstep wolny!!) i spacer po bibliotece!!!