Nic przez noc nie wyschlo… wszystkie ciuchy mokre…. nawet bardzo mokre… no ale coz, czas w droge… nikt nie mowil, ze będzie latwo i przyjemnie;). Najtrudniej było zalozyc totalnie przemoczone skarpetki i buty… z bluzka i spodniami poszlo już sprawniej:)!
Dzisiaj wracamy do wioski z ktorej wyruszyliśmy pierwszego dnia… Droga znana, wiec nie jest tak ciezko. Ale i tak caly czas trzeba uważać: na co się staje – czy przypadkiem nie na weza lub inna jaszczure; za co się chwyta podczas lapania rownowagi – wiele niepozornie wyglądających roślinek ma ostre kolce (galeria); czy kolejne pijawki się nie przyczepily tu i owdzie – bo czym szybciej się je zdejmie tym mniej krwi pozniej się leje;), i tak dalej i tak dalej….
W koncu wychodzimy na polane – znajoma wioska, znajome dzieci cale szczesliwe ze nas widza:)!
Przygoda w dzungli dobiega konca, ale to jeszcze nie koniec przygody z moimi malezyjskimi przyjaciolmi…:)!