Powoli oswajamy się z myślą, ze wkrótce opuszczamy Wietnam… nasze wizy wygasają 02.04 wiec musimy się stad ewakuować;)
Zanim wyjedziemy, ostatni przystanek – Dalat. Nie mogliśmy ominąć tego miejsca po komentarzu Jen – „I loved that little town. Best Clay Pot Fish, dried fruits, wine, coffee, and avocados in the Word”. Trzeba było sprawdzic czy pisala prawde…;).
Podpisujemy się pod komentarzem Jen:) - jest to urokliwe miasteczko położone w górach, trochę kiczowate ale w takim pozytywnym sensie – maja tu m.in. wieże Eiffle'a:), totalnie odjechany Crazy House, i klimat sprzyjający zarówno nam:) jak i kawie, herbacie i licznym owocom i warzywom – można znaleźć tu odmiany, rodzaje nie do znalezienie nigdzie indziej w Wietnamie… No i dzięki temu mamy ”best dried fruits, wine, coffee, and avocados in the Word;)”. A Clay Pot Fish smakuje po prostu rewelacyjnie (Jen, thanks!:))
Już tradycyjnie wypożyczyliśmy skutery, żeby obejrzeć okolice... Wybraliśmy się w kierunku Wodospadu Słonia (Sis, niestety wodospad, o którym Ty wspominałaś, od czasu wybudowania tamy jest bez wody;), wiec nie było sensu tam jechać…). Pędziliśmy przez gorskie serpentyny, po drodze mijając wioski i plantacje kawy. Byliśmy tak zaabsorbowani sama jazda, ze… przejechaliśmy wodospad niezauwazajac go… zorientowaliśmy się 15km dalej…:)! Na szczęście słonie czekały (galeria), wiec nic nas nie ominęło;).
To był crazy dzien…:)