Zanim „rozlecimy się” każdy w swoja strone ostatni wspolny przystanek – znany nam już Port Blair i lekcja historii. Raj rajem, ale andamanska stolica stala się niestety miejscem kazni dla tysięcy wiezniow. To tu, wśród przepieknych palm, nad sama zatoka brytyjscy kolonizatorzy wybudowali niezwykle wiezienie. Siedem podłużnych skrzydel wychodzących z centralnej wiezy, kazde skrzydlo trzy pietrowe, w sumie niemal 700 niewielkich cel. Do tego pręgierz i maly, drewniany domek z trzema szubienicami. Wszystko w tej chwili bardzo zadbane. Dla hindusow to miejsce wyjatkowo. Takie jakby sanktuarium przypominające o setkach wojownikow o wolność, wielu z nich zycie skończyło w tym wiezieniu. Pelno tu zdjęć, spisow nazwisk, wycinkow z gazet – jeden szczególny: ktos dal w prasie ogłoszenie życząc szczescia mieszkancom wolnych Indii (rok 1947).
Jeszcze jedna pamiatka po brytyjskim panowaniu. Pobliska wysepka Ross skrywa ruiny kolonialnych „włości”. Kawalki sterczących scian, porozwalane cegly. Resztki zniszczonego kościoła, szpitala, oficerskich sypialni i wielu innych budynkow od całkowitego zapomnienia ratuja wielkie drzewa, które oplataja korzeniami zgliszcza. W tej rozgrywce natura pokonala człowieka…i nawet japonski bunkier z czasow II Wojny Swiatowej, kupa betonu, zwalil się do morza…czas jakby się zatrzymal…
Niestety czas zatrzymal się tylko na Ross Island. Za nic nie chce zatrzymac się na bilecie powrotnym Michala. Jeszcze tylko krotki postoj w Delhi i potem już mroźna Polska. Monika wyrusza dalej w nieznane. Na poczatek jeszcze andamanska polnoc i miasto do którego dociera się przez powalone drzewa, rzeki i tropikalna dzungle…ale o tym już w drugim akcie „azjatyckiego spełnienia”.
(W tym miejscu Michal wychodzi i idzie się pociac ;) z rozpaczy ;))))