Podrozowanie to straszna tyrka, wrecz orka ;) trzeba nosic plecak, lezec na pokladzie, gapic się na delfiny, wstawac rano i jeszcze wystawiac się do słońca. Musimy odpocząć ;) Malenka andamanska wyspa Neil nadaje się do tego znakomicie. Piec ponumerowanych plaz, port, wioska i dzungla…po prostu raj na ziemi! Wszystkie najdziksze chatki były akurat zajete, dlatego zainstalowaliśmy się w „apartamencie”, a co tam! Do morza 100 metrow, chyba ze akurat jest odplyw, wtedy jakies 200 ;) Dwa lozka, solidne drewniane sciany, dzikie stado mrowek i las palm przed tarasem…bajka!
Żeby tak leniwie nie było postanowiliśmy obejsc wyspe dookoła, plaza. Taki kaprys ;))jak się okazalo plaza to nie tylko piasek, ale i skaly, powalone drzewa a miejscami las namorzynowy…dziko. Szliśmy szliśmy, czasem po pas w wodzie, ale wyspa obejsc nam się nie dala ;))
Neil to raj do plywania. Z maska i fajka. Można tez ponurkowac, ale wybieramy te pierwsza opcje. Można godzinami pływać i podpatrywac ryby skubiace koralowce. Woda jak krysztal. Ryby to co prawda nie rekiny, ale i tak kolorowe, czasem dziwnie wydłużone. Gapimy się na nie, a one maja nas w nosie, sa u siebie ;) niesamowita frajda.
Już się przyzwyczailiśmy do tego, ze gdzie się pojawiamy tam świętują…. Teraz akurat mieszkancy Neil fetuja… Kriszne. W baaardzo piekny sposób. Zbiorowo gotuja dla calej wsi pyszne jedzenie, załapaliśmy się na 2 obiady, przyrządzone w wielkich kotlach, rozniesione w wiadrze ;) wykwitnie podane na talerzu z bananowca. Eh…żeby u nas tak świętowano ;)
Monika nie mogla przegapic okazji, zeby pokazac lokalsom gdzie raki zimuja... W malej, wiejskiej swietlicy runal swiat nastolatka ktory sromotnie przegral z Monika w ping-ponga
Nic nierobienie. Piekny stan. Żeby troche zmęczyć uśpiony umysl gramy w karty, w kanaste. Umysl Michala spi bardzo gleboko ;) jak na razie przegral wszystkie siedem rozgrywek. Niestety nie będzie już raczej możliwości odkucia. W czwartek wracamy do Port Blair. Potem Michal wraca do kraju (via Delhi), Monika jeszcze przez kolejne 3 dni bedzie odkrywac odlegle zakatki Andamanow a potem rozpoczyna nowy etap azjatyckiego spełnienia – Wietnam (via Kalkuta via Bangkok).
To były piekne tygodnie ;)