Haaa! Wreszcie! Mialy byc i byly, w koncu to Indie;) Godzina 23 z minutami. Sleeper w pociagu Darjeeling - Kalkuta. Wagon w stanie jak do przewozenia bydla. My rozlozeni na "szezlongach". Zasypiamy. Nagle obok glowy przebiega jeden, za nim drugi, kreca sie jakby obwachiwaly teren, jeszcze jeden...to byly nasze pierwsze indyjskie karaluchy, na cale szczescie nie 10 centymetrowe...z racji, ze pewnie wykupily bilet nie klocilismy sie z nimi, grzecnie zmienilismy pozycje by trudniej bylo im wejsc do spiworow. Zasnelismy. Przez 15h snila nam sie droga do.....
W Kalkucie spedzilismy w sumie tydzien. Doskonale poznalismy jedna droge...do bengalskiej ambasady (jak sie tam chodzi dwa, trzy razy dziennie to sie droge pozna ;) Obiecali, ze ostatni termin w poniedzialek. Poszlismy. Rano - nic nie wiadomo. Zlosc coraz wieksza. Ich glupia procedura wymusza klamstwo! Wystarczy, ze sklamiesz iz jestes kwiaciarka i wjezdzasz bez problemu. Poszlimy popludniu - nic nie wiadomo. Oddali paszport. Zadzwonia jak bedzie decyzja. Ciekawe czy do Wielkanocy sie wyrobia! W ambasadzie nic nam nie powiedzieli, ze w Bangladeszu zamieszki. Jak sie okazalo opozycja zorganizowala strajk generalny, na uniwersytecie w Dhace eksplodowala bomba, protestujacy przeciwko rzadowi starli sie z policja. No tak...mlody dziennikarz z Torunia z pewnoscia nie moze tego zobaczyc, jakze by mogl!!!
Oswajamy sie z mysla, ze plany sie zmieniaja. Nie jest to latwe, tym bardziej, ze dlugo o Bangladeszu myslelismy. Ale na razie zaglebiamy sie w Kalkute...po kilku dniach miasto nie jest juz tak ogromne, nieznane, rozpoznajemy tramwaje (czasem trzeba do nich wskoczyc w pedzie;))), autobusy, skrzyzowania a nawet publiczne sikalnie dla panow (galeria ;)) dla pan nie ma ;)
Chodzimy po miescie w poszukiwaniu Saraswati - bogini madrosci i uczonosci. Hindusi uwielbiaja swieta. Kochaja publicznie czcic swoich bogow. Dzis pobudowali oltarzyki z wizerunkiem Saraswati. Gdzie sie da. Najlepiej w waskich podworkach. Modla sie. Niektorzy baaaardzo glosno sluchaja hindu-disco. Kobiety sa dzis olsniewajace. W eleganckich pomaranczowych albo zielonych sari, ze zlota bizuteria, makijazami...sa piekne (Monika sklada teraz samokrytyke: tak tak przyznaje, ze w moich travelerskich spodniach wygladam szaro ;)) Michal przez grzecznosc nie zaprzeczy bo wpatrzony w sari ;))
W podrozy nigdy nie jest sie samemu. W czasie jak jestesmy w Kalkucie odezwalo sie juz trzech czlonkow CS. Chca sie spotkac. Pogadac. Pomoc. Umawiamy sie z jednym z nich. Przesympatyczny mlody biznesmen (lat 22,23) z branzy plasitkow ;) baaardzo chce nam pomoc w opracowaniu planu B. Co prawda pokonanie wskazanej przez niego trasy zajeloby nam z dwa miesiace ;)), ale korzystamy z jednej podpowiedzi....jedziemy do Purii, w stanie Orissa. Hindusi sa tym miejscem zachwyceni. Plaza. Slonce. Zatoka Bengalska....ciekawe czy beda tez smieci. Zakladamy sie? Stawiamy, ze beda ;)) musza byc! plaza nie moze byc czysta ;) W Purii zdecydujemy gdzie jedziemy dalej....raz jeszcze zadzwonimy takze do bengalskiej ambasady. Ostatni raz....