Po doswiadczeniach metafizycznych zwiazanych z paleniem cial drugi dzien chodzilismy chodzilismy chodzilismy...unikajac Manikarniki...choc cial noszonych po miescie nie da sie uniknac...
W Varanasi brzeg Gangesu to gaty...kamienne schody nad ktorymi goruja swiatynie, palace, domy...wszystko popada w ruine...gaty sluza hindusom do wszystkiego....oczywiscie sikaja gdzie popadnie, robia tam takze....(zagadka w zdjeciach); kapia sie z krowami; myja krowy; wykorzystuja krowy do produkcji plackow (nimi wzmacniaja domy); susza placki; kapia sie w Gangesie, myja sie; rozmawiaja; modla; chodza na randki? nie, na randki chodza do parkow, gdzie wciskaja sie w krzaki by sie przytulic (damsko-meska chemia to tu sprawa prywatna - tak jak picie whiskacza, ale o tym pozniej).
Chodzilismy chodzilismy i doszlismy do kina...ale jazda ;) Multipleks jedno salowy. Na 200 chlopa 2 hinduski plus Monia i Tereska. W kinie smrodek wyjatkowy - ostatnie wietrzenie bylo pewnie przed polozeniem dachu. Ale film smieszny - "Dil toh baccha hai cos tam cos tam" (gdyby ktos chcial sobie sciagnac ;)) chyba krecila go jakas feministka bo facei poszukujacy milosci byly wyjatkowo niezdarni, ale byly piosenki; piekne prawie milosne scenki i przerwa na samosa, prawie jak w teatrze. Wyszlismy ubawieni...zapozowalismy do kilku fotek...i...natknelismy sie na cialo niesione na stos...Varanasi...takie to miasto kontrastow...
Kolejny cel Kalkuta...spotkamy tam Amara, hosta z CS...co tam nas spotka? O tym juz niebawem...a jest o czym pisac...Monika jeszcze do teraz tanczy....;)))