Jesteśmy w Taichung. Takie średniej wielkości miasto - jakieś 3 miliony mieszkańców:)!
Jest późno, prawie 22:00, ale burczy nam w brzuchach więcruszamy na ulicę street food-u upolować coś pysznego.
Na miejscu wita nas zapach ryb i sfermentowanego tofu (tzn. smrodek większy niż naszych skarpet niezmienialnych od prawie 2 dni;). Ponieważ nie znamy jeszcze mandaryńskiego - zamawiamy w ciemno... niestety pudło... jedzenie smakuje tak jak pachnie ;)! Wszystko przez zle dobrany mix składników!
Na ratunek przychodzą frytki w Macu. Już na prawdę byliśmy zmęczeni i zdesperowani...:)!