Niedziela… czas do kosciola… Samoa to bardzo religijny kraj… koscioly sa wszedzie , w kazdej wiosce… często sporych rozmiarow i jakos dziwnie nie pasujących do otoczenia… dosc biednego otoczenia…
Moi gospodarze z CS wyjezdzaja na weekend, ja i japonka Tomome (również z CS) zostajemy z rodzina….
9 rano, obowiązkowo kościół…. Przy wejściu, każdy mieszkaniec wioski dostaje koperte z nazwiskiem, do ktorej wklada datek na kościół… tak, żeby nie było wątpliwości kto ile dal…
Msza podobna do polskiej… dzisiaj nie tylko niedziele, ale i samoatanski Dzien Ojca wiec było dodatkowe „przedstawienie”….
W niedziele większość rodzin ubiera się na bialo – wyglada to calkiem fajnie…
Po kosciele czas na niedzielny lunch w gronie najbliższej rodziny. Każdy przygotowuje jakies danie, a nastepnie wszyscy spotykaja się w „otwartm domu”. Serwowana jest większość lokalnych potrawa… super okazja, żeby poznac tutejsza kuchnie…
Pierwsza do stolu siada „starszyzna” i goscie… Pozostali członkowie rodziny w tym czasie czekaja. Ci najmłodsi odganiaja much, żeby nie siadaly na potrawy i przynosza wode do umycia rak po jedzeniu… Dopiero jak my kończymy jedzenie, oni moga usiąść do stolu….W ogole w samoatanskim domu, dzieci spełniają role „przynieść, podaj, pozamiataj”… To dzieci, czasami takie na prawde mlode, nakrywaja do stolu, sprzątają, usługują… dorosli wydaja tylko polecenia… i tak jest codziennie, nie tylko w niedziele...latwo do tego się przyzwyczajam... Tako to ciekawa kultura…:)