kontynuujac… wychodze z dzungli, trafiam do wioski, spotykam 4 osoby… potem już wszystko toczy się w błyskawicznym tempie… Proponuja mi udzial w trekkingu, który organizuja w ramach „team buliding” dla 60osobowej!!! grupy studentow. 3 dni w dungli!
Pytam się „co z prowiantem?”… a oni, ze „jak nie mam nic przeciwko temu, żeby przez 3 dni jesc tylko malezyjskie potrawy, to oni się podziela”. Oczywiście, ze nie mam:)!!!
Pytam się „ile ta przyjemnosc będzie mnie kosztowac”, a oni, ze „cala przyjemność po ich stronie:)”.
Nie zastanawiam sie dlugo - lapie stopa do hostelu, zabieram ze soba tylko to co potrzebne, zeby przetrwac 3 dni, kolejny stop i jestem z powrotem! Czekali...:)! Zanim wyruszymy, przepakuja mi jeszcze plecak – kazda rzecz zostaje zawinieta w woreczek, a nastepnie wszystko razem w jeden duzy wor zanim wyladuje w plecaku. Nie bez powodu taka ochrona…!
Godz 15:00 startujemy. Dzisiaj ma być lajtowy dzien… tylko 3-4h przez dzungle… jak się okaze kilku osobom pokonanie szlaku zajmie duzo wiecej czasu…! Przewodnicy sa rozproszeni wśród studentow – jeden na początku, jeden w srodku, dwoch na koncu - tak, żeby nikt się nie zgubil. Ja ide z Jaja (w srodku), która po drodze pokazuje mi rozne odmiany roslin, kwiatow i innych bambusow, opowiada o wezach, które można spotkac na drodze;) oraz tłumaczy jak przetrwac w dżungli (co jesc, czego lepiej nie dotykac, gdzie znaleźć wode, itd.). Opowiada również o turystach, którzy wybrali się sami w dzungle i slad po nich zaginal…. zgubic się tu latwo….
Pomimo, ze grupa dosc spora (wedlug przwodnikow jest to srednia grupa, bo bywaja takie 100 osobowe;), nie ma tloku na szlaku… każdy idzie innym tempem…
Najpierw idziemy caly czas w gore, mijamy najwyzej polozony szczyt Cameron Highland, potem caly czas z gorki...było stromo i slisko…bylo ciezko....
Docieramy do obozu - pierwsi o godz 19:00 (po 4h), ostatni o polnocy (po 9h!!!!)…
Miejsce na oboz, to polana ukryta w dżungli, polozona nad strumieniem. Najpierw rozbijamy namioty (chociaż namiot to za duze slowo;); kapiemy się (w strumieniu); robimy herbate (woda ze strumienia); gotujemy (myslalam ze będę skazana na jakies proste jedzenie a tu prawdziwa uczta kulinarna – ryz, rewelacyjnie przyprawione mieso z warzywami; do tego kapusta z suszonymi rybkami z chili i sosem sojowym – pycha!!!), myjemy naczynia (w strumieniu) i... czekamy az dotra ostatni do obozu…
Zanim położymy się spac dochodzi 1:00… Jak zasypiamy cala dzungla zyje… zastanawiam się czy i w jakim stanie obudze się rano:)? co przyniesie kolejny dzien....? Przekonacie się o tym już w nastepnym odcinku…