Lokalne plemiona widzialysmy juz podczas gorskiej przejazdzki... ale nie wszystkie... Okoliczne tereny zamieszkuje wiele plemion, ktore ciezko jest spotkac w "naturalnych warunkach".
Postanowilysmy wiec wybrac sie do pobliskiego "skansenu" gdzie mozna bylo przyjrzec sie jak zyja poszczegolne grupy...
Udalo nam sie zobaczyc 5 plemion - Akha, Long Neck (Dlugie Szyje), Karen znane jako Big Earring (czyli duze kolczyki), Lahu i Lisu...
Fajnie bylo zobaczyc kolorowe stroje i oryginalna bizuterie;), ale troche czulysmy sie troche jak w cyrku.... tanczyli na zawolanie, przebierali sie w tradycyjne stroje jak zobaczyli, ze nadchodzimy (nie bylysmy ze zorganizowana wycieczka, wiec troche byli zaskoczeni nasza wizyta;)), no i wszechobecne stragany....
Najciekawsze z wycieczki bylo samo dotarcie do celu - przepelniony lokalsowy autobus, potem spacer i wizyta w wytworni ceramiki oraz proby nawiazania kontaku z lokalsami..
To byl nasz ostatni dzien na polnocy Tajlandii. Wieczorem Zofia zaskoczyla nas wszystkich - zjadla cos przypominajacego karalucha giganta i przegryzla go szarancza - chociaz nie do konca jest pewne co to bylo:)! My w tym czasie gotowalysmy zupke w kociolku:)!
Juz jutro zmieniamy otoczenie o 180C - lecimy na samo poludnie do Krabi! Trzymajcie kciuki za slonce bo prognozy sa malo ciekawe!