26h w sleeperze (autobus z łóżkami) i jesteśmy w Ho Chi Mini - miescie liczącym 10mio mieszkańców i podobno 7 mio skuterów/motorów;)!! Na ulicach panuje pozorny chaos. Reguły jazdy są znane tylko wtajemniczonym – jeżdżą po chodnikach, pod prąd, nigdy nie wiesz z której strony i gdzie cie taki zaskoczy… wyprzedzają na piątego, na szóstego… samochody są w mniejszości...
Skoro już o motorach to nie można nie wspomnieć o kaskach… każdy inny, często dopasowany kolorystycznie do skuterka, czasami elegancki (Lucia, widziałam nawet taki w kształcie Twojego wenezuelskiego kapelusza…. tego w kwiatki;), czasami na sportowo. Tutaj kask stanowi cześć garderoby i musi pasować do całości… dzięki temu jest kolorowo i ciekawie…
Poza tym Ho Chi Minh to nowoczesne, całkiem czyste miasto, z markowymi sklepami, restauracjami, kawiarniami i dużo ilością parków, w których tańczą tango, grają w lotki i obściskują się…
No i znowu – rewelacyjne jedzenie… i nie tylko sajgonki tu podaja…;). Codziennie odkrywamy jakąś nowa potrawę, jakiś uliczny przysmak…
Ciekawe to miasto… tylko gdzie ten sajgon….?