Jak niektorym z Was wiadomo, jedzenie jest dla mnie niesamowicie istotne podczas podrozy... I nie chodzi tylko o to, zeby zaspokoic glod...;)
Czas wiec na krotkie podsumowanie moich doswiadczen kulinarnych po 2tyg pobycie na Filipinach... Przede mna jeszcze tydzien wiec moze zdanie zmienie :)
Ogolnie jedzenie, takie lokalsowe na ulicy, nie powala z nog; nie jest zle ale jest bardzo proste.
Tak chyba za bardzo nie wiedza jak laczyc rozne przyprawy zeby powstal ciekawy smak; jak wykorzystac te wszystkie warzywa/owoce ktore zapewnia im Matka Natura...:) A podobno filipinskie mango jest zapisane w ksiedze Rekordow Guinessa jako najslodszy na swiecie owoc:)!
Na szczescie owoce morza trudno popsuc, najlepsze sa prosto z grilla;), wiec poki co objadam sie tymi malymi stworzeniami;)!
Z typowo lokalsowych specjalow godny polecenia jest jak na razie deser "halo halo" - pokruszone kostki lodu z dziwna mieszanka zelowanych warzyw/owocow....ciekawa kombinacja....Idealny deser na upaly:)!
No a przed nami do sprobowania ugotowane jajko tuz przed wykluciem sie ptaszka;) - ten ptaszek juz prawie w calosci uformowany jest w tym jajku ugotowany - Filipinczycy to jedza na kazdym rogu, ja jeszcze sie nie odwazylam...:)
Smacznego:)