Dzisiaj wiekszosc dnia spedzam z lokalnym przewodnikiem - Mama Phila. Zwiedzalam wiec New Plymouth i okolice.... A na lunch byl bigos:). Tak, tak juz po raz drugi gotowalam bigos i po raz drugi wyszedl super:)).
Wieczorem, zeby przypomniec sobie jak to jest w szkole, wybralam sie z Agata na lekcje jezyka... maori. Jest to jezyk, ktorym posluguja sie Maorysi czyli rdzenna ludnosc Nowej Zelandii... Dosc ciekawe byly to zajecia... szczegolnie poczatek, kiedy witalismy sie... kazdy z kazdym... Takie powitanie wyladalo nastepujaco: podajesz dlon, dotykasz nos nosem, czolo czolem i mowisz "Kia Ora", czyli takie "Czesc".
Z kilkoma osobami "stuknelam" sie czolem zamiast dotknac, ale to kwestia praktyki.... przy pozegnaniu, ktore wygladalo podobnie, szlo mi juz duzo lepiej...:)